Wyniki rozdania!!

Bardzo dziękuję za duży odzew, wyniki miały pojawić się wcześniej, ale ze względu na brak czasu, pojawiają się dzisiaj. Mam nadzieję, że te osoby, które mnie zaobserwowały pozostaną ze mną na dłużej :)
                                                      A więc rozdanie wygrywa:



                                                          Levandowa11



Gratuluję!
Już napisałam do ciebie e-mail z prośbą o adres :)


                                                    

Venita Maska regenerująca do włosów - ulubieniec za bardzo niską cenę




Venita maska regenerująca do włosów zachwyciła mnie od pierwszego użycia. Może dlatego, że nie spodziewałam się po niej cudów i podchodziłam dość sceptycznie? Po prostu ta marka jakoś nie kojarzy mi się z wybitnymi seriami do włosów. Kosztuje jakieś 6zł za 250ml. Myślę, że to naprawdę niewielka kwota. Nie wiem tylko gdzie można ją dostać bo ja dostałam ją od koleżanki.





Zapach trochę drapie mnie w gardło, ale to zapewne przez przeziębienie. Nie utrzymuje się na włosach, nie wzbudza zachwytu. Jednak nie w tym rzecz. Spójrzcie na skład. Mamy tam naprawdę piękną mieszankę. Między gliceryna, masło shea, jakiś silikon, proteiny, alantoina, panthenol. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, dopiero po zastosowaniu się przyjrzałam i jestem po prostu zachwycona. Za tak niską cenę dostajemy szereg składników, które mają szansę poprawić kondycję włosów. Konsystencja gęsta i zbita, dobrze się rozprowadza i jest wydajna. Czego chcieć więcej?

Dla kogo polecam tę maskę? Sięgnęłam po nią, kiedy miałam dużo do czynienia ze stylizacją i włosy się trochę podsuszły. Świetnie je dociążyła, wygładziła i znowu wyglądały na zdrowe. Myślę, że kiedy są w swoim normalnym stanie, będzie dla nich zbyt ciężka. Zatem jeśli macie włosy zniszczone, wołające o nawilżenie, koniecznie po nią sięgnijcie. Uważam, że jest fenomenalna i w tym momencie to mój faworyt. Musicie mieć, poważnie!

Żel pod prysznic z wiesiołkiem od Biokosmy

 Deszcz i wichury. Tym razem ponownie wracam do Was z marką Biokosma . Po udanym przetestowaniu kremu na dzień, nabrałam ochoty na jej kolejne kosmetyki. Od miesiąca mam przyjemność używania żelu pod prysznic z wiesiołkiem. Zapraszam więc do krótkiej recenzji :)
Według producenta zawarte w żelu wysokiej jakości ekstrakty roślinne z wiesiołka i owsa, powodują, że skóra staje się aksamitnie miękka. Natomiast zawarty w żelu glikozyd delikatnie oczyszcza skórę, bez jej wysuszenia.
Żel znajduje się w bardzo estetycznym opakowaniu. Materiał z jakiego zostało zrobione jest jednak odrobinę za miękki,
co w połączeniu z formą tubki grozi niekontrolowanym wydostaniem się zawartości podczas jego otwierania. Po prostu trzeba uważać ;P Żel ma cudowny zapach, jest bardzo kojący, odpręża i relaksuje. To dla mnie bardzo ważne, ponieważ lubię długo pluskać się w wannie, co często traktuję jako wypoczynek po ciężkim dniu. Konsystencja żelu jak dla mnie jest odpowiednia, nie jest ani galaretowata ani zbyt płynna. Jak na pojemność 200 ml kosmetyk jest bardzo wydajny. Dzięki niewielkiemu otworowi w tubce daje się optymalnie dozować na gąbkę i pieni się doskonale.










Po miesięcznym stosowaniu mogę z czystym sumieniem napisać, że żel w 100% spełnił moje oczekiwania. Już od dłuższego czasu używam wyłącznie naturalnych żeli do kąpieli (wcześniej marki Eubiona oraz Olivaloe) i przyzwyczaiłam się, że wychodząc z wanny mam już dobrze nawilżoną skórę. Również Biokosma zdała ten test na medal. Dzięki temu sięgam po balsam
w wyjątkowych sytuacjach, tylko wtedy gdy mam na to ochotę :)

Cena to 45,60 zł za 200 ml (dostępny w pasażu kosmetycznym GreenHouse)
Kosmetyki marki Biokosma certyfikowane są przez NATRUE. Zawierają tylko naturalne systemy konserwujące. Nie zawierają surowców pochodzenia zwierzęcego oraz surowców z organizmów zmodyfikowanych genetycznie (GMO). Nie zawierają syntetycznych barwników. Nie są testowane zarówno przy produkcji jak i przy rozwoju produktów na zwierzętach!

Skład: Aqua, Decyl Glucoside Sorbitol, Glycerin*, Vitis Vinifera Friut Extract, Oneothera Biennis Leaf Extract*, Avena Sativa Kernel Extract*, Chondrus Crispus Powder, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Parfum, Xanthan Gum, Limonene**, Sodium Levulinate, Geraniol**, Linalool**, Sodium Anisate, Citronellol** *Składniki pochodzące z upraw ekologicznych

Demakijaż na 5+

Cześć dziewczyny!
W jednym z blogowych konkursów miałam szczęście wygrać kosmetyki jednej z moich ulubionych marek - Eubiony. Były to produkty z linii miodowo ziołowej. A mianowicie żel pod przysznic który znałam już wcześniej i coś całkiem dla mnie nowego, czyli świetne miodowo-ziołowe mleczko do demakijażu, które delikatnie i dokładnie oczyszcza skórę.
Według producenta wyciągi z miodu i nagietka dodatkowo wspomagają doskonałe samopoczucie naszej skóry każdego dnia. Skóra pozostaje odświeżona i oczyszczona bez śladu oznak odwodnienia. A wartościowe esencje z gingo regenerują komórki skóry.






Moje zaufanie do marki po raz kolejny potwierdziło się w 100%. To mój najlepszy preparat do demakijażu, jaki kiedykolwiek używałam. Duża ulga po ostatnio nieudanie testowanym płynie micelarnym od Bandi, który pomimo skutecznie usuwanego makijażu, bardzo podrażnił mi cerę i spowodował pojawienie się krostek na całej buzi. W tym również na policzkach :(, które jak do tej pory miałam bardzo ładne. Z tym mleczkiem nie doświadczyłam żadnych przykrych niespodzianek. Nie uczulił, nie podrażnił i jest bardzo delikatny, więc idealnie nadaje się do skóry wrażliwej. 



Pierwsze co zaskoczyło mnie po otwarciu przesyłki to jego rozmiar ;) W końcu to 100 ml, więc nie wiem dlaczego spodziewałam się czegoś dużego ;P Chyba jeszcze tak do końca nie przyzwyczaiłam się do faktu, że kosmetyki naturalne w większości przypadków sprzedawane są w dużo mniejszej objętości/gramaturze, niż ich "zwyczajni, nienaturalni kuzyni".

Co do samego demakijażu, to mleczko spełnia swoje zadanie w 100%. Doskonale usuwa mój całodniowy makijaż, dzięki temu, rano nie budzę się z resztkami tuszu na oczach.

Co bardzo ważne, mleczko z Eubiony nie podrażnia oczu, nawet jak niechcący trochę dostanie się go do naszego oka. 


Oczywiście jak wszystkie kosmetyki marki Eubiona, mleczko do demakijażu nie zawiera składników pochodzących z martwych zwierząt, syntetycznych środków barwiących, konserwujących oraz zapachowych. Nie było także testowane na zwierzętach.



Cena to 22,95 zł za 100 ml



Skład: Water Hydroalcoholic of Calendula*, Surfactant and Detergent Made From Coconut Oil, Soya Oil*, Calendula Extract*, Glyceryl Stearate Citrate (a natural emulsifier), Common Myrtle Extract*, Honey, Sorbitan Stearate (a natural emulsifier), Sucrose (a natural emulsifier), Jojoba Oil*, Gingko Extract, Alcohol, Palm Oil Extract, Sorbitol, Xanthan, Natural Vitamin E, Mix of Essential Oils, Limonene, Linalool, Citronellol.
*składniki pochodzące z kontrolowanych ekologicznych upraw!

Na koniec już tylko króciutko. Po prostu z czystym sumieniem Wam go polecam! :))

Dove Daily Care 2w1

Cześć! Jestem ostatnio jakaś przybita i nie mam na nic ochoty. To chyba wina zbliżającej się  zimy. Brakuje mi słońca.
A dzisiaj przychodzę do Was z recenzją całkiem zwykłego szamponu Dove Daily Care 2w1, który często kupuje moja mama i którego mi zdarza się używać w trakcie czekania na przesyłkę kolejnego zamówionego naturalnego szamponu ;)
Dove zachwala swój produkt tym, że chroni włosy przed codziennymi zniszczeniami - dziwnie to brzmi ;P. Zaawansowana regenerująca technologia Dove zawiera Micro Moisture Serum, które pokrywa włókna włosów warstwą ochronną, zapewniając im delikatną ochronę przed oddziaływaniem czynników zewnętrznych. Wygodna formuła 2w1 oczyszcza i pielęgnuje włosy, nie powodując ich obciążania. Pozostawia włosy odpowiednio zabezpieczone, wyraźnie zdrowsze i piękne.


 

















 No ale przejdźmy do mojej opinii :) Ostatnio zrobiłam się (niestety) znowu bardzo wygodna (leniwa) i przychylniejszym okiem spoglądam na produkty 2w1. W tym czasie moja odżywka i maska nie mają wyjścia i muszą przetrwać jakoś ten kryzys ;). Z Dove jedno nałożenie i spłukanie całkowicie mi wystarcza. Jego konsystencja jest gęstą i przyjemnie kremowa. Niestety jego zapach mi nie odpowiada. Jest zdecydowanie za bardzo perfumowany, czuć nieprzyjemną sztuczność. I to jest jedna z wielu rzeczy jakiej nie lubię w zwykłych, drogeryjnych kosmetykach! Szampon łatwo rozprowadza się po włosach i oczywiście, dzięki SLS idealnie się pieni! Odżywka, która jest w szamponie chyba dobrze działa, bo z rozczesywaniem moich farbowanych włosów, nie mam zbyt dużych problemów.
Cena to 13 zł za 350 ml
Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium chloride, Parfum, Glycol Distearate, Glycerin, Dimethiconol, Carbomer, Sodium hydroxide, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, DMDM Hydantoin, Sodium benzoate, TEA-Dodecylbenzenesulfonate, PPG-12, Citric acid, Disodium EDTA, PEG-45M, Mica, TEA-Sulfate, Triethanolamine, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Amyl Cinnamal, Benzyl alcohol, Benzyl Salicylate, Butylphenyl, Methylpropional, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Limonene, Linalool, CI 15985, CI 19140, CI 77891.


Skład razi w oczy, przez dużą ilość szkodliwej chemii. W moim domu, właściwie tylko ja staram się kupować naturalne kosmetyki. A szkoda, bo jak to w życiu bywa, (w huśtawce nastrojów i przypływach zniechęcenia do wszystkiego) zdarza mi się zwlekać z zakupami i potem muszę używać tego, co jest pod ręką.

pielęgnacja włosów



Nigdy nie przywiązywałam zbyt dużej uwagi do pielęgnacji moich włosów. Zawsze standardowo był szampon i odżywka. Żadnej z tych rzeczy nie mogło zabraknąć przy myciu moich włosów, a czynność tę wykonuję codziennie. Bardzo szybko mi się przetłuszczają, ale takie codzienne mycie włosów w ogóle mi nie przeszkadza. Chyba, że muszę rano wcześnie wstać. Wtedy trochę jest to uciążliwe, ale ja się już przyzwyczaiłam.
Jak na razie używam szampon i odżywkę z Timotei. Ostatnio miałam oba kosmetyki z Garniera, ale ta firma u mnie nie zdała egzaminu. Włosy miałam poplątane, ciężko było mi je rozczesać i w dodatku wydawały się suche. Timotei nie ma idealnego składu, ale służy mi o wiele lepiej.






Jako, że mam włosy blond wybrałam do ich pielęgnacji wersję Złociste Refleksy. Opakowanie kosmetyków jest bardzo estetycznie i wygodne, zawartość łatwo nabiera się na dłoń. Nigdy nie miałam problemu z ich otwarciem, i wylewa się ich tyle, ile chcemy. Przy końcówce szamponu, czy odżywce (a przede wszystkim przy tej drugiej) trzeba się trochę natrudzić, żeby wydobyć zawartość na dłoń, a mianowicie mocno przyciskać.
Nie muszę także dużo nabierać szamponu, żeby powstała ładna piana. Przy produktach Garniera, zawsze miałam problem z odpowiednim pienieniem się i używałam go więcej, przez co był mało wydajny. Z Timotei już takich problemów nie mam. Po zmyciu szamponu nakładam odżywkę. Jej także wiele nie potrzebuję. Po nałożeniu czuję, że moje włosy robią się powoli gładkie i w ogóle mi się nie plączą. Odczekuje jakieś 3 - 4 minuty i spłukuję. 
Podczas rozczesywania, grzebień łatwo przechodzi przez kosmyki moich włosów, dzięki czemu zostaje ich więcej na głowie niż na grzebieniu :) I jest to dla mnie zdecydowanie największy plus! 









Producent zapewnia, że szampon rozjaśnia włosy i nadaje im złote refleksy. I faktycznie w konsystencji szamponu widać złociste drobinki, jednak nie powoduje on zauważalnego rozjaśnienia włosów, ani też nie pojawiły się u mnie złote refleksy. Szkoda, lecz mi to właściwie tak bardzo nie przeszkadza. 
Za to denerwuje mnie to, że na opakowaniu producent podaje, że są to kosmetyki super naturalne, bez parabenów itp. A to oczywiście nieprawda. Jest to zwykły chwyt marketingowy. No cóż, w takim razie pomimo ich niewątpliwych zalet, powoli będę się rozglądała za naturalnym szamponem i odżywką. 

Szampon (400 ml) - 11,50 zł 
Odżywka (200 ml) - 8,50 zł
                                                    
Macie jakieś faworyty odnośnie szamponów naturalnych??


Olejek łopianowy z dodatkiem olejku z kiełków pszenicy i jojoby

olejek łopianowy z dodatkiem olejku z kiełków pszenicy i jojoby. Jakich efektów możemy się spodziewać po jego zastosowaniu? Olejek ten stanowi naturalny multiwitaminowy preparat zawierający optymalny zestaw witamin, soli mineralnych i kwasów, dzięki temu w krótkim czasie skutecznie rozwiązuje problemy skóry głowy oraz włosów. Szczególnie jest polecany do stosowania przy łamliwości włosów, utracie elastyczności oraz wypadaniu. A także przy łupieżu i nadmiernym wysuszeniu skóry głowy.






Olejek łopianowy stosuje się tylko raz na tydzień, przed umyciem głowy i ja tak właśnie go używałam. Nie sprawia wrażenia ciężkiego, tłustego oleju, jest raczej lekki, a towarzyszy mu delikatny i przyjemny zapach. Łatwo się go zmywa. Olejek nie przyśpiesza przetłuszczania włosów. Jak wcześniej napisałam jest także przeznaczony do stosowania przy wypadających włosach, jednak producent uprzedza o konieczności regularnego stosowania i efektach widocznych dopiero po 6 miesiącach. Czyli wszystko jeszcze przede mną ;) 
Po pięciu tygodniach testu, po szóstym olejowaniu włosów zauważyłam poprawę w ich wyglądzie. Są na pewno lepiej nawilżone, mają więcej blasku i są bardzo miękkie w dotyku. Mam wrażenie, że olejek łopianowy świetnie poradził sobie z rozdwojonymi końcówkami. To chyba największy problem moich włosów "katowanych" codziennym prostowaniem :) I z tej poprawy jestem najbardziej zadowolona. Moja kuzynka za to zdecydowanie potrzebuje dłuższej kuracji lub częstszej aplikacji, chociaż już widać pierwsze oznaki poprawy w wyglądzie i dotyku jej włosów. Są mniej "sianowate", szczególnie końcówki które wcześniej wręcz błagały o podcięcie :P Jestem pewna, że dłuższe i częstsze stosowanie olejku przyniesie świetne rezultaty i pomoże jej wytrwać w zapuszczaniu ładnych, zdrowo wyglądających włosów. Ja już pokochałam ten olejek :) Jest skuteczny i w 100% naturalny.

Skład: Olus (olej roślinny), Arctium Lappa (olej łopianowy), Buxus Chinensis (olej jojoba), Triticum Vulgare (olej z kiełków pszenicy).

Zero ściemy, świetne działanie, jak dla mnie udany naturalny kosmetyk. Warto wypróbować! :))

Nowy ulubieniec - miodowa pielęgnacja ust

Hej :) 
A dzisiaj chciałabym Wam przedstawić balsam do ust z Eubiony, który wygrałam w rozdaniu Marty :) Pomadka jest łagodnym ekstraktem z miodu, który odżywia i chroni usta. Posiada certyfikat ECOCERT.

Balsam znajduje się w estetycznym sztyfcie. Jego design jest prosty, bez zbędnych udziwnień. Wzrok przyciąga żółty plaster miodu, który powtarza się na wszystkich kosmetykach z linii miodowo-ziołowej. Kolor jaki dominuje na sztyfcie to biel. Ogólnie wygląd pomadki bardzo mi się podoba.







Balsam ma bardzo delikatny i ładny zapach, który oczywiście kojarzy się z miodem. Zmiękcza usta po pierwszym użyciu i nadaje im ochronną warstwę.
Ja ostatnio miałam duży problem z suchymi ustami. Dzięki Eubionie pozbyłam się suchych ust, a i w ich kącikach przestał mi się zbierać biały nalot.







Balsam się nie łamie i jest bardzo wydajny. Wiele razy już go użyłam i bardzo wolno jak na taką pomadkę go ubywa. Po aplikacji nie pozostawia nieprzyjemnego filmu na ustach, a wręcz przeciwnie! Czuć delikatną warstewkę, która świetnie pielęgnuje moje usta.

Cena to 9,35 zł za 4 g (pomadkę możecie kupić w sklepie GreenHouse)

Skład: cocoa butter*, huile d'olive*, beeswax, castor oil, jojoba oil, shea butter, coco oil, honey, polyglycerin fatty acid ester,natural vitamin E, vanilla oil, sea buckthorn oil*
* produkty pochodzące z organicznych upraw




Receptura Babuszki Agafii na mocne włosy - Łopianowa maska

Łopianowa maska do włosów rosyjskiej firmy "OOO Pierwoje Reshenie"  

Według producenta zawarty w masce olej łopianowy, który jest niezastąpionym środkiem w pielęgnacji włosów, posiada silne działanie regenerujące, sprzyja wzmocnieniu struktury włosów, zapobiegając ich łamliwości i przesuszeniu. Natomiast otręby owsiane odżywiają uszkodzone włosy przywracając im siłę i elastyczność.






Bardzo podoba mi się opakowanie maski, którego wygląd sprawia, że kosmetyk odruchowo kojarzy mi się z naturalnym, domowym wyrobem. Dobrze więc współgra z nazwą własną linii kosmetyków, czyli z "Recepturami Babuszki Agafii". W jakimś stopniu na pewno wpływa to na to, że chętniej po nią sięgam :)
Po odkręceniu wieczka, z kosmetyku wydobywa się delikatny i  bardzo przyjemny zapach, który na szczęście nie razi sztucznością. Mi kojarzy się po prostu z przyrodą.
Maskę nakładam na włosy zaraz po ich umyciu, gdy są jeszcze wilgotne. Konsystencja maski jest bardzo lejąca się. To trochę utrudnia jej odpowiednie nabranie na dłoń, więc czynność tę trzeba powtórzyć kilka razy. Producent zaleca spłukanie jej po 
1-2 minutach od nałożenia. Według mnie zrobił to tylko po to, by nie zrazić do kosmetyku klientów, którym wszędzie się śpieszy i dla których 5 minut z maską na włosach to cała wieczność ;)
Po użyciu maski włosy stają się miękkie w dotyku, dobrze odżywione, nawilżone i rozczesują się z dziecinną łatwością. Nie zauważyłam ich obciążenia ani przyśpieszonego przetłuszczania. Jestem więc z niej bardzo zadowolona i naprawdę cieszę się, że miałam okazję ją wypróbować. W przyszłości planuję zakup maski drożdżowej na porost włosów oraz jajecznej, która odżywia i regeneruje zniszczone włosy. Tą akurat chętnie sprezentuję mojej kuzynce :)






Niestety na opakowaniu nie ma żadnej informacji, żadnego znaku czy certyfikatu, który dałby mi 100% pewność, że składniki kosmetyku oraz sam produkt we wszystkich fazach produkcji nie były testowane na zwierzętach. Wiem, jednak, że część kosmetyków spod marki "Receptury Babuszki Agafii" certyfikowana jest znakiem ICEA. Napisałam e-maila w tej sprawie do producenta i czekam na odpowiedź.

Cena to 15 zł za 300 ml (dostępna w sklepie bioema.pl)

Skład: Aqua with infusions of: Avena Sativa Oat, Betula Alba Juice, enriched by extracts: Salvia Officinalis, Rubus Chamaemorus,Rhodiola Rosea, Cetrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum, cold pressed oils: Arctium Lappa Seed Oil,Ribes Nigrum Seed Oil, Linum Usitassimum Seed Oil, Pyridoxine, Panthenol, Niacinamide, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid,Sorbic Acid. 

Jak widzicie skład maski jest rewelacyjny! Jest to w 100% naturalny kosmetyk, co przy tak niskiej cenie jeszcze bardziej zachęca mnie do jego stosowania.




zmiękczająca sól z zieloną herbatą od Clareny

Zazwyczaj, gdy wracam do domu na weekend, jeden z wieczorów przeznaczam na relaks w wannie ;P Do niedawna "rytuał" ten ograniczałam do szybkiego napuszczenia pełnej wanny gorącej wody, wlania do niej płynu do kąpieli, czasami zapalenia aromatycznej świecy i obowiązkowo kubka świeżo zaparzonej mocnej czarnej herbaty tzw. "duży liść". I tak przygotowana, mogłam się relaksować do znudzenia. Od kilku tygodni jednak poza płynem do kąpieli zaczęłam do wody dodawać zmiękczającą sól z zieloną herbatą marki Clarena.

Sól ta przeznaczona jest do kąpieli stóp i całego ciała. Wzbogacona została listkami zielonej herbaty i mocznikiem. Dzięki zawartości łatwo przyswajalnych „pierwiastków życia” takich jak: magnez, mangan, żelazo i cynk dostarcza skórze mikroelementów niezbędnych do jej prawidłowego funkcjonowania. Mocznik intensywnie nawilża i zmiękcza, a polifenole łagodzą podrażnienia, odtoksyczniają i odświeżają skórę. Sól stanowi doskonały dodatek do relaksującej kąpieli oraz optymalnie przygotowuje stopy do zabiegu pedicure. 








600 g soli znajduje się w dużym plastikowym opakowaniu z nakrętką. Po jej odkręceniu, z pudełka wydobywa się bardzo ładny zapach, co już samo w sobie zachęca do zabrania jej ze sobą do kąpieli. Sól bardzo szybko rozpuszcza się w wodzie, nadaje jej delikatny, żółtawy odcień. Już po pierwszym użyciu, zauważyłam, że skóra faktycznie jest w pewnym stopniu delikatnie nawilżona i wydaje się bardziej miękka w dotyku. Do tego zapach po kąpieli utrzymuje się na skórze nawet do kilku godzin. 
Jestem z niej zadowolona, ponieważ wcześniej nie wierzyłam w takie specyfiki, a okazało się, że warto czasem spróbować czegoś nowego. 






Cena to ok 40 zł za 600 g

Jeśli chodzi o skład kosmetyku, to znajdują się w nim dwie niepożądane substancje. 

Skład: Sodium Chloride, Urea, Camellia, Sinensis Leaf Powder, Peg-40 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Laureth Sulfate, Alcohol Denat., Parfum, Citronellol, Hydroxymethylpentyl 3-Cyclohexene Carbaldehyde, Limonene, Linalol, CI 19140.


A czy Wy używacie soli do kąpieli? Czy może macie jakieś inne sposoby na relaks w wannie? :) 






arganowa kuracja do włosów suchych, łamliwych z rozdwojonymi końcówkami

Jestem blondynką, która nigdy nie narzekała na swoje włosy. Są mocne z natury i dobrze nawilżone. Prostuje je prawie codziennie i jakoś w ogóle im to nie szkodzi. Przy dotyku sprawiają wrażenie jedwabiście gładkich, aż chce się je dotykać bez końca ;) Na pewno duża w tym zasługa maski do włosów Olivaloe. Jedyny ich mankament to to, że są bardzo cieniutkie, ale na szczęście jest ich dużo, więc mi to za bardzo nie przeszkadza.  
Za to moja kuzynka ma ciemne, grube, ale zniszczone i suche włosy. Z tego powodu bardzo rzadko je prostuje, prawie w ogóle. Dlatego gdy dostałam olejek arganowy, który przeznaczony jest do pielęgnacji włosów, po krótkim użyciu oddałam go do testów mojej kuzynce. 

Na opakowaniu przeczytałam, że olejek działa przeciwstarzeniowo, pows­trzymuje wolne rodniki, nawilża i napina skórę. Zapobiega rozdwajaniu się włosów i nadaje im miękkość. Wzbogacony jest o olejek jojoba i słonecznikowy.





Opinia kuzynki: "Olejek nakładam na końcówki włosów, zaraz po umyciu, gdy są jeszcze wilgotne. Dzięki olejkowi moje włosy mniej się rozdwajają i stały się bardziej aksamitne w dotyku. Jestem z tego powodu bardzo zadowolona, ponieważ przed zastosowaniem olejku, moje włosy były naprawdę w złej kondycji. Dlatego zdecydowanie stosowanie takich olejków wejdzie na stałe do pielęgnacji moich włosów." 




Cena to 8,90 zł za 20 ml (olejek możecie zakupić na stronie Ambasady Piękna

Skład: Cyclopentasiloxane, Dimethicone, Dimethiconol, Caprylic/Capric Triglyceride, Parfum (Fragrance), Linalool, Limonene,Argania Spinosa Kernel Oil, Benzophenone 3, Simmondsia Chinensis Oil (Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil), C.I. 26100 (D&C Red n°17), C.I. 47000 (D&C Yellow n°11), Butylene Glycol (rozpuszczalnik/nawilżacz)*, Heliantus Annuus Seed Extract (Heliantus Annuus (Sunflower) Seed Extract), C.I. 61565 (D&C GREEN 6).
KLUCZOWE SKŁADNIKI: ARGAN OIL, JOJOBA OIL, SUNFLOWER EXTRACTS.
*więcej informacji na "Toksyczne składniki kosmetyków" opr. przez dr. Henryka S. Różańskiego

W olejku nie zastosowano szeregu szkodliwych wypełniaczy, z czego ogromnie się cieszę i z czystym sumieniem patrzę, jak moja kuzynka nakłada olejek na włosy :))




Sylveco - krem brzozowo-nagietkowy

Cześć! Dzisiaj znalazłam odrobinę czasu na zajęcie się moim blogiem i napisanie parę słów. 
A dzisiaj chciałabym Wam pokazać krem do twarzy, który jest zapewne dobrze znany w świecie blogowym i do zakupu którego przymierzałam się przez wiele tygodni. A mowa o kremie brzozowo-nagietkowym z betuliną od Sylveco.







Krem brzozowy z wyciągiem z nagietka przywraca równowagę skórze, ma działanie oczyszczające i przeciwbakteryjne. Główna substancja kremu betulina i kwas betulinowy, pozyskiwane z kory brzozy mają właściwości łagodzące podrażnienia i wspomagające regenerację tkanek.
Pomaga załagodzić stany zapalne dzięki ekstraktowi z nagietka, który ma również działanie odżywcze i przeciwzapalne. Dzięki swym składnikom krem wyrównuje kolor cery, działa delikatnie ściągająco i oczyszcza pory. Zdolność łagodzenia podrażnień sprawia, że krem przyspiesza procesy gojenia, bliznowacenia. Będzie skutecznym środkiem do walki z bliznami i śladami po trądziku.
Czyż nie brzmi idealnie?






Po pierwszym otwarciu wieczka byłam naprawdę zdziwiona! Jego konsystencja różniła się od innych kremów, była bardziej zbita i bardzo żółta. Krem jednak w dotyku sprawiał wrażenie bardzo delikatnego i do tego zapach był baaaardzo ujmujący. Po dłuższym zastosowaniu kremu jestem pełna podziwu i dostaje on ode mnie gwarancję, że nadal będę go kupowała. Mam wrażenie, że moje blizny się spłyciły! Tak, mówię poważnie, zrobiły się mniej widoczne i co najważniejsza, mój trądzik się uspokoił i czoło mam już prawie bardzo ładne ;)
Do tego opakowanie jest bardzo estetyczne, mały słoiczek z ładnym designem.

Cena kremu to tylko 27 zł za 50 ml!
Prawda, że śmieszna cena, za tak świetne działanie?


Skład: Woda, Olej sojowy, Olej jojoba, Wosk pszczeli, Olej z pestek winogron, Betulina, Stearynian sodu, Kwas cytrynowy,Ekstrakt z nagietka lekarskiego.


Jestem zombi

Nie pamiętam kiedy zaczęłam cierpieć na chorobę Raynaud'a. Od dziecka byłam nadwrażliwa na zimno i moje dłonie i stopy zmieniały kolor. Ok. w 2 klasie podstawówki pojechałam z mamą do dermatologa. Jenak dermatolog mimo dobrych opinii stwierdził, że moja mama nie dba o dziecko i doprowadziła do odmrożeń. Nawet mnie nie zbadał, czy nie mam problemów z tętnicami i naczyniami krwionośnymi. Odprawił nas z niczym. I tak przez kilka lat męczyłam się w okresie zimowym, nie wiedząc co mi dolega. 3 pary skarpetek mega grubych, zimowe buty o rozmiar większe aby skarpetki się mieściły, grube swetry, 2 pary rękawiczek, coś pomagało, ale nie zawsze
.

Powinnam sobie zamówić taką koszulkę hahahaha

Najgorsze są ataki bólu. dłonie i stopy stają się  białe, nie ma w nich krwi. Gdy krew zaczyna dopływać dłonie i stopy zaczynają przybierać kolor czerwony i puchną. Ból jest niesamowity, zdarzało mi się tracić przytomność,ból  porównywalny jest do włożenia ręki/stopy do ognia.

Powoli zaczęłam się przyzwyczajać. W 1 klasie liceum trafiłam na rehabilitację kręgosłupa (skolioza mnie dopadła, kto jej w dzisiejszych czasach nie ma) i masażysta dotknął moich dłoni i im się przyjrzał, i poradził abym udała się do kardiologa i podał mi namiary. On wykrył u mnie to cholerstwo przez kapilaroskopię w Rzeszowie. Przynajmniej wiedziałam na czym stoję. Można to leczyć przez wycięcie niektórych nerwów,  lub stosować blokery,  tylko że są skutki uboczne, migreny i bóle brzucha. Zrezygnowałam z leczenia tymi sposobami, innych metod nie ma. Stwierdziłam że całe życie to mam i się przyzwyczaiłam. Pocieszył mnie, że może to z wiekiem przejść, ale z drugiej strony może się pogorszyć czyli przerodzić się w zespół, albo w inne gorsze choroby, typu obumarcie tkanek. 
Mam 19 lat i raczej nie widzę prognoz aby mi to przeszło, zimne dłonie i stopy mam przez ok 15 h na dobę czasami więcej. Plus napady drgawek z zimna. Jest to potwornie uciążliwe ale  mój pies mnie ogrzewa w nocy hahahaha.  Drgawki i filetowe dłonie pojawiają się też podczas stresu. Nie wyobrażam sobie sesji zimowej. 


Kilka zdjęć (nigdy nie wpadłam na to aby zrobić zdjęcie własnych rąk)







Trzymajcie się ciepło!!!

lakier do paznokci - avon miętowy

Zimno jak na Alasce... ale trzeba się już powoli zacząć przyzwyczajać, zima nas nie ominie.
Dzisiaj recenzja lakieru z firmy Avon , zawsze przez okres jesieni/zimy staram się malować paznokcie aby zatuszować choć trochę ślady choroby na moich dłoniach. Może słyszałyście o zespole/ chorobie Raynaud'a? Myślę zrobić o tym osobny post. Wiele osób o tej dolegliwości nie słyszało a często spotykam się z pytaniami: Dlaczego ty masz takie fioletowe ręce? ty żyjesz czy umarłaś? ale nie da się odpowiedzieć jednym zdaniem na to pytanie, bo wiele osób o tym nie słyszało. Więc w następnym poście o tym opowiem. Ale wracając do rzeczy..
Miętowy lakier z Avonu kupiła moja mama kilka miesięcy temu. Od tego czasu w ogóle nie zgęstniał! Uwielbiam jasne kolory na paznokciach, więc od razu przypadł mi do gustu :)  
Większość lakierów z Avonu ma kwadratowe zakrętki i po zbyt mocnym zakręceniu, bardzo ciężko jest je odkręcić. Akurat w wersji miętowej buteleczka ma okrągłą zakrętkę, dzięki czemu "siłowanie" się z nią, nie sprawia mi bólu. Także już z tego powodu daję mu duży plus!




Lakier bardzo szybko schnie. Jak skończę malować drugą dłoń, mogę od razu na pierwszej dłoni zabierać się za malowanie drugiej warstwy. Aplikator jest naprawdę bardzo wygodny. Pędzelek pozwala na nałożenie dokładnie takiej ilości lakieru jaką chcemy, a także na idealne wymalowanie paznokci, nawet w trudno dostępnych kącikach. 
Za co jeszcze lubię lakiery z Avonu? Za to, że mają dużą pojemność. 12 ml starcza na naprawdę długi czas. Dodatkowo nie używam żadnych baz pod lakiery, ani utwardzaczy, a mimo to lakier utrzymuje się na moich paznokciach około 6 dni. Jego ogromną zaletą jest również łatwość zmywania i delikatna formuła, dzięki czemu nie wysusza i nie przebarwia płytki paznokcia. 
Jestem więc jak najbardziej na tak! :) I jeśli lubicie takie kolory to szczerze polecam!

Cena katalogowa: 23 zł (kupiony w promocji za 12 zł)

A jakie są Wasze ulubione lakiery do paznokci?

                       


Morelowy zawrót głowy

Cześć :)
Dzisiaj chciałabym zaprezentować Wam morelowy krem do rąk z linii Delicious, francuskiej marki Bio-Logical.
Ten ochronny krem do rąk regeneruje i odżywia odwodnioną skórę. Zawarty w nim olej morelowy nawilża i zmiękcza. Cenny olej arganowy i karite bogate w witaminę E opóźniają procesy starzenia się skóry. A delikatny morelowy zapach i nietłusta formuła sprawią, że dłonie będą odświeżone i jedwabiście gładkie.



Krem znajduje się w przyjemnej dla oka, wykonanej z satynowanego szkła buteleczce zakończonej pompką, dzięki której aplikacja kosmetyku jest niezwykle dokładna i bardzo wygodna. Przyznam, że to dosyć rzadko spotykane rozwiązanie i mi kojarzy się ono z kosmetykami z tzw. "górnej półki". A szkoda, bo bardzo przypadło mi ono do gustu i w porównaniu ze zwykłymi nudnymi, plastikowymi tubkami (z których wyciskamy krem, a przy końcu ciężko nam coś z nich wydobyć), to rozwiązanie wypada bardzo korzystnie. To wszystko, plus atrakcyjny design kosmetyków sprawiają, że odbieram markę Bio-Logical i jej produkty jako modne, nowoczesne i warte wypróbowania.   

A co z samym kremem i jego działaniem? Tu również wypada mi go pochwalić. Wręcz idealnie nawilża moje dłonie. A po aplikacji wyczuwam piękny zapach moreli, który naprawdę długo utrzymuje się na mojej skórze. Kosmetyk aktywnie pielęgnuje, wyraźnie zmiękcza i wygładza skórę moich dłoni. Zauważyłam również wyraźne wzmocnienie płytek paznokci, które ostatnio zaczęły mi się łamać i rozdwajać. Ponieważ do Eveline 8w1 nie chcę już wracać, z powodu złych opinii na jej temat, cieszę się, że krem w pewnym stopniu potrafi zastąpić również tradycyjną odżywkę :)
Jak zawsze dużym plusem dla mnie jest to, iż kosmetyk wchłania się błyskawicznie, nie pozostawiając tłustego filmu na dłoniach, którego bardzo lubię.

Kremy do rąk zwykle bardzo szybko mi się kończą, z powodu dużej intensywności ich używania. Uwielbiam mieć je zawsze przy sobie. Ten mam już miesiąc i została mi jeszcze mniej więcej jego połowa :) Czyli jest bardzo wydajny.



Wszystkie produkty marki Bio-Logical są oczywiście naturalnymi i organicznymi kosmetykami certyfikowanymi przez COSMEBIO iECOCERT. Nie są testowane na zwierzętach i są produktami wegańskimi.

Skład: Eau (Aqua)Aloe Vera (Aloe Barbadensis leaf extract)*, Coco Caprylate CaprateGlycérine végétale (Glycerin)Alcool cétéarylique (Cetearyl alcohol)Beurre de Karité (Butyspermum Parkii)*Alcool béhénylique (Behenyl alcohol)Huile d’argan (Argania Spinosa oil)*, Huile d’abricot (Prunus Armeniaca kernel oil)*, Alcool cétylique (Cetyl alcohol)Cetearyl Glucoside,Glyceryl CaprylateGlyceryl Stearate Citrate, Extrait de Calendula (Calendual officinalis flower extract)*, Huile de tournesol (Sunflower seed oil)*, Gomme xanthan (Xanthan Gum)TocophérolAlcool Benzylique (Benzyl Alcohol), Sodium Benzoate,Potassium SorbateParfum**, Acide CitriqueCitronellol**, Limonene**, Linalool**
* Składniki pochodzące z upraw ekologicznych              98.9% wszystkich składników jest pochodzenia naturalnego
** Składniki pochodzące z olejków eterycznych             28% wszystkich składników pochodzi z upraw ekologicznych


Cena to 41,90 zł za 50 ml (dostępny w sklepie monoitiara.pl)

Zapraszam również do przejrzenia innych, nie tylko morelowych propozycji marki Bio-Logical.
Wszystkie kosmetyki znajdziecie w monoitiara.pl, który jest dystrybutorem organicznych i certyfikowanych kosmetyków marek: Bio-Logical, GO&HOME, #SPORTis i Like Oranges.


life and calm © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka